Strony

Oslo


Godzina ósma rano. Jeszcze cztery godziny wcześniej wysiadłam z samochodu przed blokiem, wracając z pracy, a już lecę nad Bałtykiem, do Norwegii. Bilet lotniczy w obie strony tańszy niż bus dowożący nas do centrum Oslo. Dobrze jest mieć za współlokatorkę P., która w każdej wolnej chwili szuka tanich lotów. A może po prostu spotkałyśmy się w tym samym momencie życia - gdy chce nam się uciec gdzieś daleko od bezustannej harówki. Kierowcy busów czekających w momencie naszego przylotu na norweskim lotnisku to sami Polacy, czekają na Polaków i Polaków rozwożą po okolicznych wioskach, pod same polskie domy.  Byłam naprawdę zaskoczona.Wszystko przykrywa gęsta mroźna mgła, kłócąca się ze słońcem i zielonymi polanami, które widziałam przy lądowaniu. Docieramy do centrum, gdy już się ściemnia (a może od razu było dużo szarzej niż w Polce, sama nie wiem).
Wysiadamy w centrum i zaczynamy nasz długi spacer po miejscach, które chcemy zobaczyć. Bez konkretnego planu, z jedną, małą, niezbyt szczegółową mapą, przechodzimy wszerz całe Oslo. Przemarzamy do szpiku kości, jednocześnie zachwycając się skopanym we mgle centrum, poukładanymi ulicami i widokiem cudnych skandynawskich mieszkań zza niezakrytych niczym okien. O 22 zaczynamy szukać miejsca gdzie będziemy mogły przesiedzieć noc, jednocześnie zachowując siły na aktywny poranek (w przeciwieństwie do Rzymu, na nocleg w Oslo sobie nie pozwalamy). Jest czwartek, w Katowicach są studenckie czwartki, w Oslo też gdzieś muszą być studenci pijący na mieście zimne piwo. Znajdujemy bary pełne osób w średnim wieku, trzy McDonaldy, a w końcu trafiamy i na boczną, ukrytą w cieniu uliczkę, z której dobiega delikatna muzyka. Tak, to na bank będzie TO. Ulica idealna, taki bardziej klimatyczny, zatroskany o każdy szczegół, węższy odpowiednik katowickiej mariackiej. Rozkładamy się w ogródku, na krzesłach okrytych kocami, pod dającymi ciepło lampami i idziemy po coś do picia. Piwo kosztuje 78 koron norweskich (szybko przeliczam jaką imprezą zrobiłybyśmy z Pauliną na mieszkaniu za te pieniądze, hmmm, kupiłybyśmy za to w Polsce jakieś 18 piw...), kupujemy z bólem serca, bo dochodzi do nas, że przy tym jednym piwie na głowę będziemy musiały przesiedzieć przynajmniej trzy następne godziny. Wychodzimy po zamknięciu knajpy, mamy czas do 3:45 na otwarcie dworca kolejowego. Zauważamy furgonetkę i chłopaków wynoszących z niej sprzęt muzyczny i tak znajdujemy metalowe drzwi i oświetlony czerwonymi lampkami dziedziniec zakryty gigantycznym niebieskim parasolem. Prawie zasypiamy na miękkich kanapach dużego klubu. Zamawiamy kawę. Kawa to tak zwracający na siebie uwagę napój o 2 w nocy w ciemnym pubie, że nie uchodzi ani uwadze siedzących obok młodych pijanych norwegów ani dwóch blond lesbijkek. Polskę kojarzą z Lewandowskim i Szczęsnym. O czwartej, śpiące jak cholera lądujemy na dworcu i próbujemy się przespać na niewygodnych metalowych krzesłach. Dwóch młodych gości obok nieudolnie próbuje zwinąć blanta.
Przebudzam się gdy na dworcu tłoczy się więcej ludzi, umieram z zimna, więc idę z Dorotą po kanapki i kawę. Ósma rano, a na dworze jeszcze kompletnie ciemno. O dziewiątej zrywamy się po tym jak Laura zauważa niezwykle czerwone światło za oknami. Wychodzimy na zewnątrz i już wiemy, że musimy jak najszybciej znaleźć się nad zatoką. Tak zapierającego dech wschodu jeszcze nie widziałam. Wszyscy ludzie przechodzący deptakiem wzdłuż wybrzeża, nawet ci śpieszący się gdzieś z teczkami, nagle wyciągają telefony i robią zdjęcia. Rozgrzewający duszę poranek po tak mroźnej podróży. Zostaje nam jeszcze tylko 41 stolic Europy do zobaczenia.

3 komentarze:

  1. Miałyście szczęście! Jak byłam w styczniu w Oslo to zobaczyłam tylko mgłę 😯 na szczęście poza miastem mogliśmy podziwiać widoki 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Pięknie to wszystko wygląda, ale ja po wizycie w Norwegii i cenach tamtejszego piwa, pierwsze co robię, to wpadam do ukochanego baru na Perłę. :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Marzę o Skandynawi! Na pewno mi się uda, bo bilety lotnicze naprawdę są tanie!

    OdpowiedzUsuń